06 listopada 2009, 11:53
....kolejny raz odłożyłam komórkę, kolejny raz skasowałam sms-a, którego Ty miałeś być nadawcą, nie...nie tym razem powtarzałam sobie, po czy odkładałam komórkę...
Nie...nikt nie może oglądać mojej słabości, nikt nie może litować się nad moją niedyspozycją. Nie zniosłabym pełnego litości spojrzenia. Choć z trudem unoszę ciężkie i bezwładne nogi to nigdy nie przyznam się do swojej słabości. Ból, jaki towarzyszy każdej czynności przypomina mi, że jednak jestem na jakiś czas wycięta z życia. Najgorsza jest ta niemoc i bezsilność i to wieczne zdanie się na pomoc drugiego człowieka. Najbliższe otoczenie to dość duży krąg przyjaciół, na których mogę liczyć o każdej porze i za których dziękuję Bogu każdego dnia. Ostatnie miesiące spędzone w szpitalach uświadomiły mi że los (czytaj Bóg) jest dla mnie wyjątkowo hojny. Obecność niektórych osób w moim życiu jest prawdziwym darem. Kiedy jeszcze chodziłam nie zastanawiałam się nad tym...dziś wiem, że funkcjonuję jakoś dzieki ludziom, którzy wciąż powtarzają mi, że może nie dziś i nie jutro, ale będzie dobrze i wiem, ze oni w to wierzą bardziej niż ja sama.