Archiwum listopad 2009


...morza szum...
Autor: misia66
15 listopada 2009, 13:32

...szum morza, krzykliwe mewy, podmuch chłodnego morskiego powietrza spowodowały, że przez chwilę zapomniałam, że przez chwilę funkcjonowałam w oderwaniu od swojego chorego ciała. To cudowne miejsce,  nad brzegiem morza,  nieco dzikie sprawia, że uruchamia się machina dobrych wspomnień, przywołuje uśmiech i radość.

     Chociaż bezradnie grzęznę w piasku nie mogąc ruszyć nogą (i tak jest dużo lepiej), nie wzmaga to we mnie złości, że też sobie z głupim piaskiem nie radzę, a powoduje raczej rozbawienie.

Zamknęłam oczy i słuchając szumu morza mogłam poczuć się wolna jak nigdy dotąd. W tym miejscu zawsze odczuwam to samo. Wolność  to odpowiednie słowo na określenie na to, co odczuwam za każdym razem będąc tu...

więc skąd te łzyt płynące ciurkiem po mojej twarzy...może nie jestem wobec siebie do końca szczera

...każdy dzień jest podobmy do drugiego......
Autor: misia66
08 listopada 2009, 13:30

...biegłam po zielonej łące, mokrej od porannej rosy, każdy kamień pod stopami był jak czuły dotyk, jak pieszczota...tak było do momentu...kiedy  otworzyłam oczy...

 

 

Każdy dzień to ciężka praca...masaże, rehabilitacja zajmują sporą część dnia. Po tych zabiegach padam zmęczona i zasypiam nawet nie wiem kiedy. Śnię o pięknym zielonym lesie, spacerach przy świetle księżyca, ale też o tym wszystkim co niegdyś było takie szare i zwykła a dziś wydaje się to nadzwyczajnie piękne...

Z lekkiego letargu wyrywa mnie muzyka lat 80-tych.  /MEN AT WORK - "DOWN UNDER", PERFECT - "OBJAZDOWE NIEME KINO" - Czy ktoś to jeszcze pamięta...?/

Halina z Marianem i Darek C jak zawsze są obok ...nawet jeśli nie ciałem to wiem, że wystarczy jeden telefon...

...to wszystko potoczyło się zbyt szybko......
Autor: misia66
06 listopada 2009, 11:53

....kolejny raz odłożyłam komórkę, kolejny raz skasowałam sms-a, którego Ty miałeś być nadawcą, nie...nie tym razem powtarzałam sobie, po czy odkładałam komórkę...

Nie...nikt nie może oglądać mojej słabości, nikt nie może litować się nad moją niedyspozycją. Nie zniosłabym pełnego litości spojrzenia. Choć z trudem unoszę ciężkie i bezwładne nogi to nigdy nie przyznam się do swojej słabości. Ból, jaki towarzyszy każdej czynności przypomina mi, że jednak jestem na jakiś czas wycięta z życia. Najgorsza jest ta niemoc i bezsilność i to wieczne zdanie się na pomoc drugiego człowieka. Najbliższe otoczenie to dość duży krąg przyjaciół, na których mogę liczyć o każdej porze i za których dziękuję Bogu każdego dnia. Ostatnie miesiące spędzone w szpitalach uświadomiły mi że los (czytaj Bóg) jest dla mnie wyjątkowo hojny. Obecność niektórych osób w moim życiu jest prawdziwym darem. Kiedy jeszcze chodziłam nie zastanawiałam się nad tym...dziś wiem, że funkcjonuję jakoś dzieki ludziom, którzy wciąż powtarzają mi, że może nie dziś i nie jutro, ale będzie dobrze i wiem, ze oni w to wierzą bardziej niż ja sama.